Umiem być nieszczęśliwa, a szczęśliwa bywam. Mam teraz 4 dni wolnego i czuję, że dochodzę do siebie. Odpoczywam, bardziej psychicznie niż fizycznie, czytam, słucham muzykę i śpię. Czuję się dobrze, momentami bardzo dobrze. Jak można temu zaradzić, buhaha. Mam wrażenie, że w końcu wracam na swoje tory, a wszystkie gwiazdy i planety we wszechświecie wracają na swoje miejsce.
Jak w tej piosence, że chciałam płynąć na lądy nieznane, a dopłynęłam do siebie samej. Czasu żal, tak, czasu żal. Ale najważniejsze to się podnieść i krok za krokiem iść do przodu. Muszę pamiętać, że najważniejszy w życiu jest spokój. Spokój . To niesamowite zasypiać spokojnie i budzić się w takim samym nastroju. Nie biegać, nie szaleć i nie zadręczać się. Ciało zna odpowiedź, intuicja krzyczy, ale jeśli się nie słucha siebie to człowiek tonie. Tylko się nie litujcie nade mną, bo wracam do żywych, do życia, które jest moje i do siebie samej. W końcu odnalazłam drogę do domu. Ale nie do tego rodzinnego, bo to miejsce zbrodni i tam nie wrócę, chyba już nigdy, ale mam na myśli dom w swoim wnętrzu, hłe, hłe.
Idę ulicą z córką, pada deszcz, patrzymy w niebo i jestem wdzięczna. O tak, psycholodzy mają rację, że wdzięczność w życiu to podstawa. Wydaje mi się, że od dawna nie patrzyłam w niebo, dni i noce mieszały się ze sobą w bezustannym i wykańczającym biegu, a raczej gonitwie. Biegłam i biegłam i biegłam i zapomniałam, że bez względu na wszystko słońce rano wyjdzie, a nocą pojawią się znowu gwiazdy. Dlatego tak mi dobrze. Tak mi spokojnie i cicho, jak już dawno nie było. Boże, błogosław wszystko.
Wiele rzeczy dzisiaj mnie zaskoczyło, np. to, że obudziłam się rano i pięć minut później pod blok podjechały 3 straże pożarne i dwa radiowozy. Strażacy zaczęli wbiegać do mojego bloku, w maskach, z wężami, w szaleńczym biegu. Skąd wiem? Bo spanikowałam i poszłam zapalić, jak kilku innych sąsiadów. Staliśmy więc przed blokiem, paląc i starając się nie panikować, ale mi się nie udało, wiecie, panika to moje drugie imię. Paliłam jednego za drugim, w międzyczasie obudziłam wszystkich w domu, żeby się ubrali szybko, bo coś się dzieje w bloku i jakby czuć zapach gazu. Nie powiem, strażacy to jest to, naprawdę. Średnia wieku 30, mundury, węzę, bieganie, oh yeah. Co po niektórzy mnie już znają, bo ta sama akcja była 2 tygodnie temu w bloku naprzeciwko i ja też tam byłam. Tzn. przed blokiem sobie paliłam, ale akcja taka sama. Mniejsza z tym, potem podeszli do nas policjanci, to samo, średnia wieku 30, mundury, władza, pistolety i inne wielkie sprzęty. Właśnie ostatnio stwierdziłyśmy z Anką, w naszym mieście strażacy i policjanci są baaardzo przystojni, młodzi i seksowni. Jak to wszystko się zaczęło to pożałowałam, że nie mam telefonu, bo po pierwsze zaistniałabym na spotted, a po drugie wysłała Ance fotki. Dużo fotek. Akcja nabierała tempa i w pewnym momencie poczułam się głupio z tą fajką, kiedy nie wiadomo było co się dzieje, a nie chciałabym być bohaterką memów no i włosy. Rozjaśniane od lat, pierwsze by poszły z dymem, haha. Już potem nie wypadało wracać do bloku i plątać się strażakom pod nogami, więc nawiązałam kilka znajomości z sąsiadami. I to jest plus, poczułam w powietrzu coś rodzinnego i prawie mnie zemdliło. Moi rodzice całkowicie mnie skrzywdzili i jak widać już zawsze będę tęsknić za rodzina i wszędzie jej szukać. Nawet w tak beznadziejnym miejscu jak pod blokiem i w tak dramatycznej sytuacji jak pożar. Ale mniejsza z tym, bo podeszli policjanci i pytali o pesel, na co ja zaskoczona odpowiedziałam: mój? Niestety nie, chodziło o sąsiadkę, która ich wezwała. Może następnym razem się uda, żartuje. Więc policjanci ucięli sobie z nami pogawędkę o dziwnych akcjach w ich karierze ,ja nie mogłam wydusić ani słowa szczerze mówiąc, więc tylko kiwałam głową i się śmiałam. Wybaczcie, ale mogłam zginąć gdyby gaz się ulatniał, a nikt nie chciał nic powiedzieć. Na szczęście to nie był gaz, tylko sąsiadka z góry włączyła pralkę i zaczęło się jej dymić spod tapety, coś nie tak w instalacji elektrycznej. No i też poznałam sąsiadkę, moją imienniczkę :P
Czułam, że śmierć nadchodzi i w pewnym momencie pomyślałam, że jestem w niebie, hłe, hłe. Mam genialną intuicję, zawsze budzę się 10 minut przed takimi akcjami, zdążę się umyć, przebrać i zaczyna się. 3 raz mnie to spotkało, chyba nawet strażacy byli ci sami, i ja zadaje to samo pytanie: co się dzieje? Czy to coś poważnego? Hahahaha.
Więc tak, nadal lubię życie, ale inaczej. Jestem spokojna, bywam szczęśliwa i dopłynęłam do siebie samej. Tzn. dopływam, bo jeszcze trochę pracy przede mną. Ale teraz jest pięknie i czuję magię dnia codziennego. Myślałam nawet o kocie, ale mnie brzydzą i jednak nie chcę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz