Hmmmm. Chciałabym napisać, że płynę po oceanie życia, ale wszyscy dobrze wiemy, że to nieprawda. Ledwo dryfuję. Maszt złamany. Łódź przecieka. Koło ratunkowe nie zabrane. Wino się skończyło. Papierosy też. W dodatku zaczyna się sztorm, a za burtą widzę rekiny. To tak w skrócie.
Jestem w rozsypce, jak zawsze zresztą. Już nie mieszkam tam gdzie mieszkałam, bo pokłóciłam się z rodzicami i nas wyrzucili z domu. I teraz bujam się w mieście, samotna i opuszczona niczym meduza wyrzucona na brzeg. Może nie do końca samotna i nie do końca opuszczona, ale któż z nas nie jest samotny na tym świecie? Karma to dziwka, tak mówią, i kilka tygodni temu dowiedziałam się, że matka, z która nie gadam od kilku lat ma złośliwego raka piersi. I co tu zrobić?
Nie wrócę na miejsce zbrodni. Nigdy w życiu. Ale gdyby ktoś 5 lat temu powiedział mi, że wyprowadzę się z rodzinnych stron i zamieszkam w wielkim mieście to śmiałabym się do rozpuku. No ale... Już się nie śmieję.
Lubię pić wino(żłopię jak stara pijaczyna), po 11 latach wróciłam do fajek i ogólnie chujowo, ale stabilnie. Aaa, jeszcze jedno, póki co nie biegam, bo w lutym na imprezie tak się nawaliłam, że upadłam podczas tańca i teraz mam chore kolano. 4 lipca prześwietlenie, ale całe jest spuchnięte, boli i ściągnęli mi 2 strzykawki wody. Na pogotowiu mieli niezły ubaw ("pacjentka twierdzi, że wywróciła się podczas tańca, hłe, hłe ), ja jako jedyna się nie śmiałam i czas pokazał, że miałam rację. Jeden pijacki wybryk (tańczenie twista po kilku drinkach? nie polecam) i kolano zepsute do końca życia. Trochę kuleję, nie mogę klękać i kucać i uprawiać żadnych sportów. Nie jest łatwo być mną :)
Czasami jeszcze patrzę w niebo. Czy widzę gwiazdy? Może czasem. Czy widzę słońce? Rzadziej. Ale już nie wołam w niebo w pijackim szale.
Czy nadal lubię życie tylko inaczej? Od dawna nie. W pewnym sensie jestem przeczołgana i zmęczona, ale już nie płacze. Łzy nie płyną. Jestem martwa w środku. Ale od pasa w dół wszystko działa 😂 Tak jak kiedyś przeczytałam w necie takie zdanie, że życie najpierw cię pierdolnie, a potem spyta co tak leżysz. Leżę i chce leżeć. Przynajmniej dzisiaj, teraz, może jutro już nie.
Nie biegam, to boli najbardziej. Kurwa, to jest taki ból dla mnie, że czasem patrzę na biegaczy i chce wyć. Ale łzy nie płyną, bo, tak jak wspomniałam, jestem martwa w środku.
Przynajmniej mam fajną pracę. Sami faceci, fajni faceci. I wtedy wchodzę ja, cała na różowo 😂😂😂. Tak, wciąż kocham róż i kicz, kim byłabym bez tego? Nie wiem.
Co będzie za rok o takim czasie? Co będzie za rok o takim czasie? Co będzie za rok o takim czasie?
Nie wiem, ale żyję i tylko czasem, w pijackim szale, zadaje sobie to stare pytanie, na które wciąż nie znam odpowiedzi: kim jestem i dokąd zmierzam?
Ach... i chyba mam raka, płuc, myślałam, że płuc, ale to może być odbyt, bo dzisiaj jak wstawałam po ćwiczeniach to strasznie bolała mnie kość ogonowa. Czy to nie byłaby ironia losu? Wciąż powtarzam, że mam wszystko w dupie i może to to. Śmiercionośną broń zagłady, że tak poetycko powiem.
Ale do brzegu: trafię do wyjścia. Chyba. Sayonara. Bez odbioru. Nara.
Napisz więcej! nie przestawaj ! Bardzo mi się podoba, po prostu wow 😉
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
Usuń